Thierry Mugler Aura - Podmokła, dżungla miejscem imprezy kosmitów palących miętę

Thierry Mugler to klasa sama w sobie. Nietuzinkowy artysta, który przyzwyczaił już swoich odbiorców do wychodzenia poza wszelkie schematy, oryginalności, niespodzianek, szaleństwa i ogromnie wysokiego poziomu w swojej klasie. Słowa takie jak "nuda" i "niemożliwe" z pewnością nie istnieją w jego twórczym słowniku. Warto czasem dłużej poczekać, bo odbiorca wie, że doczeka się spektakularnego dzieła. Aura z pewnością jest takim dziełem .



Pierwsze wrażenia po aplikacji - jest zielono, gęsto i zgniło. Zgniłe liście mokra ziemia i wilgotne powietrze. Następnie do głosu dochodzi niezbyt lubiana przeze mnie nuta, a mianowicie coś jakby, maść miętowo ziołowa z tych przeciwbólowych i rozgrzewających, tudzież gorzki syrop na kaszel. Na szczęście to odczucie szybko przechodzi w zapach drzew iglastych i kwiatów zmieszanych z owocami. Robi się przyjemnie intrygująco, trochę duszno, trochę ostro i bardzo ziołowo - leśnie. Da się wyczuć pewną dozę czegoś chemicznego i syntetycznego. Czuć delikatną słodycz, lecz przedziera się ona tylko delikatnie w tle. Jest słodko, właściwie pół-słodko, pół-wytrawnie, ziołowo, dziko, dziwnie, kosmicznie. Jak słowo daję, czegoś takiego jeszcze nie czułam. Próżno szukać czegoś podobnego na perfumowym rynku. Zdecydowanie widzę tutaj imprezę kosmitów.

Po pewnym czasie kosmiczna muzyka zdaje się nieco przycichać i do głosu dochodzi niewielki kwiatowy ogród. Choć w składzie znajdziemy w kwiatowym zestawieniu wyłącznie bergamotkę, ja wyczuwam  tu niewielki kwiatowy ogród. Co ciekawe, ten ogród najpiękniej "rozkwita" na skórze mojej mamy, której to w pierwszej kolejności pokazałam próbki Aury. Pamiętam, że bardzo przypadł jej do gustu, i że wtedy zazdrościłam, że na jej skórze ta owocowo-kwiatowa woń tak pięknie się ukazuje, pod czas gdy na mojej czułam wyłącznie syrop na kaszel i syntetyki. 

Na szczęście jak to mam w zwyczaju po pierwszym "porzuceniu" zapachu daję sobie czas,  by móc wrócić do niego. Ponowna próba przyniosła zgoła odmienne doznania. Choć coś z syropu na kaszel pobrzmiewa w tle kompozycji, to jednak mam wrażenie, że odkryłam go na nowo. Nagle poczułam owoce i kwiaty otulone liśćmi i mchem. Liśćmi podmokłymi, wilgotnymi, z wilgotną ziemią. Zdecydowanie z gorącej imprezy kosmici przenieśli się do mokrego lasu, by nieco odpocząć i zajadali przy tym miętę, albo... "ją palili" Zdecydowanie wyczuwam tu miętę i ukochany przeze mnie, nieco kwaśny rabarbar.

Aura to zapach, na wskroś zielony (kolor buteleczki oddaje jego istotę) gęsty, ziołowy, leśny, kwiatowy i mokry. To wilgotny las zamknięty w buteleczce, w którym serwowana jest mięta z rabarbarem. Jest metalicznie, dziko i dziwnie, trochę  chemicznie, trochę laboratoryjnie. Z pewnością nie jest to zapach płaski (na każdym ukazuję inną paletę barw) i banalny. Jest inny niż wszystkie. Spokojnie mógłby się znajdować w gronie zapachów niszowych. Sięgną po niego odważne i ambitne kobiety, które nie boją się nowych wyzwań, te pewne siebie, bezkompromisowe i ciekawe świata, nie bojące się wyjść poza swoją strefę komfortu. To zapach tak dziwny, że aż piękny. Zachęcam do poznania go - jeśli lubicie nowe perfumowe doznania i może macie już dość tych oklepanych, ulepnych słodziaków i bezpiecznych kompozycji, podobających się większości. Nie poddawajcie się przy pierwszych próbach. Wart jest kolejnych szans. Jest tak złożony, że może pokazać wam różne oblicza. Mnie intryguje i fascynuje. Ciągle jest dla mnie tajemnicą. Poważnie myślę o zakupie pełnowymiarowego flakonu. Ciekawa też jestem odbioru swojego otoczenia.




Skład

Głowa
bergamotka, liść rabarbara

Podstawa
ambra, Bourbon wanilia, drzewo sandałowe, nuty drzew

Serce
kwiat pomarańczy, ylang-ylang, zielona nuta

Grupy zapachów
aromatyczne, drzewne

Rok wydania : 2017

Twórcy: Daphne Burgey, Amandine Clerc-Marie, Christophe Raynaud, Marie Salamagne

Ogólna Ocena 8,9/10


#Perfumova #ThierryMugler #Mugler #Aura

Popularne posty