Etat Libre D’Orange Rien Intense Incense - Dostojny Czarny książę czy uliczny Kloszard w smole?

 Do opisania Rien Intense Incense zbierałam się dość długo i nie bez przyczyny… ale zacznijmy od początku. Zapach zaintrygował mnie gdy szperałam po naszym polskim YouTube, a trzeba przyznać, że do jakości i dzieła jakie prezentuje nam Marka Etat Libre D’Orange jest stosunkowo niewiele informacji na jego temat. Sama marka powstała w 2006 roku i za cel postawiła sobie produkcję niesztampowych kompozycji „wyjątkiem nie jest tu zapach przypominający ludzkie wydzieliny” – czytamy w jednym z opisów marki. Sam zapach powstał w 2014 roku


Co kryje w sobie nader prosty flakon ze ściętym rogiem, w czerni i złocie, z mocnym „klikającym” przy zamknięciu korkiem? Ano skrywa moc składników… już wyłącznie podnosząc korek da się wyczuć odurzającą moc kadzidła w stężeniu olbrzymim, podduszającym… kto nie jest gotowy na takie doznania „może paść trupem” już na samym początku tej olfaktorycznej przygody.



Kadzidło wraz z aldehydami i naręczem kwiatów niemożliwych do wymienienia  mocno ściska serce i duszę użytkownika, wdzierając się przez nozdrza… usta… włosy… Te perfumy wchodzą wszędzie i każdym otworem… nie ma dla nich barier… są władcze, ciężkie i dzikie. Przy Rien Intense Incense słynny Słoń Kenzo Jungle Elephant to mrówka.... tak mała i samotna… Nuty skórzane mieszają się z przyprawami i kadzidłem. Wyobraź sobie upalne lato i rozgrzaną niebezpiecznie, skórzaną tapicerkę, a kadzidło rozsypane na podłodze i kokpicie. Te perfumy, to najprawdziwszy sklepik indyjski ! z kminem, tymiankiem, pieprzem, kadzidłem właśnie. Od stężenia tych wszystkich przypraw może zakręcić się w głowie.





To zapach z kategorii kocham lub nienawidzę, tu nie ma półśrodków, Rien Incense Intense nie bierze jeńców, on jest jak tornado, tylko najsilniejsi przetrwają. Moje otoczenie stwierdziło, że to dziwak.. że trudny, nie do zrozumienia. Porównania do rozgrzanego asfaltu i palonej gumy też bywały. Trudno się z tym  nie zgodzić i trudno dziwić  nosom, które lubią nuty mleczne, owocowe, różane, bezpieczne, noszone przez większość społeczeństwa uznającego powyższe nuty za „normę” i powszechnie „ładne”. Ten zapach należy do niszy, a nisza rządzi się swoimi prawami. To pachnidło aldehydowe, orientalne, z retro sznytem. Zapach tak złożony, głęboki, esencjonalny, nasycony, naładowany składnikami ciężkimi, że zapiera mi dech. Kadzidło, skóra, aldehydy, mech dębowy, labdanum, paczula, irys, kmin, bursztyn, róża i czarny pieprz są tak ze sobą zblendowane, że nie sposób wyodrębnić otwarcia zapachu, jego środka i zakończenia. Ten zapach to sztuka perfumiarstwa, to sztuka wysokich lotów, obraz w butelce. Mrok i gwiazdy ze szczerego złota, zakup w ciemno, dzieło trudne i skomplikowane, ale jakże trafia w mój gust zapachowy! Coś czuję, że gdy ubiorę ten zapach, to odsunę daleko wrogów, a przyjaźnie zostaną mocno zweryfikowane. Taki rodzaj zapachu lubię szczególnie, który dystansuje, intryguje, ciekawi, a czasem odstrasza. Po pewnym czasie od aplikacji wyczuwam w nim pewien pierwiastek kakaowego, truflowego kurzu jak w Black Orchid Toma Forda. Miłośnicy niszy i mocnych wrażeń nie poznawajcie go bo…. Jest tylko mój ! O trwałości wręcz grzech pisać, bo tego mocarza trudno się pozbyć.


Skład:

Złożenie
kadzidło, kminek, mech dębowy, irys, skóra, róża, labdanum, bursztyn, czarny pieprz, paczuli, aldehydy

Grupy zapachów
orientalne, drzewne

Rok wydania 2014


Ocena Ogólna 8,5

#rienintenseincense #etatlibredorange #nisza #recenzja

Popularne posty